Mam kredkę do zawieszania chmur pod niebem
Mam pędzel, którym nadaję morzu głębię
Soczewkę, co barwi dla mnie świat, jak zechcę
Skinieniem wyplenię każde niedociągnięcie
Pragnienie
Zostało mi jedno - największe
Wśród wszystkich upiększeń
Ty zostań
Kim jesteś.
Otwieram oczy rano i znowu nic nie muszę,
Spojrzenia swoim planom posyłam - czyli w pustkę.
Oj, lubię w nią spoglądać, cenię każdą minutę,
Dlatego tyle czasu, kurwa, spędzam przed lustrem -
Źrenice oddają w nim wszystko, choć to tak mało
A wciąż czuję strach, gdy powieki się zamykają.
Gdy mówią 'rise and shine', nie krzyczę 'gaś światło',
Zbyt długo walczę sam z tą jebaną apatią,
Chcę zwlekać się z wyra, chcę się wyrywać diabłom,
Chcę mieć
Lecę, choć właściwie spadam, jak Knap
Przestrzeń odbiciem się stała dla wad
Za błędy sowicie nagradza mnie świat
Który sam sobie winien, gdy nierówny wiatr
Do końca przez życie prowadzić mnie miał
Przy czym wyszło, jak zwykle - 'podejmuj decyzje'
Czuję strach, nauczyciel stoi w drzwiach
Linijki, którymi bije, tutaj ułożę Ci w takt
Zmierzam na dno, a wolałbym w miejscu stać
Albo iść na wprost, to już byłby jakiś start
Coś umarło, nic nowego nie ma zamiast
A niewiele jest wart sam na zmiany z
Dziś mija kolejny miesiąc odkąd 'jutro zacznę czytać słownik'
I cisza zamiast szelestu i ciężko ten etap skończyć
Im dłużej jeszcze to potrwa, tym trudniej będzie się zebrać
Litery zostaną czarne, kiedy zapomnę o kredkach
By barwić słowami stany, by na chodniku kolory
Znowu wykwitły jaskrawo i by mieć siłę je gonić
Brak słów, których nie używam, umyślnie lub trochę mniej
Tych drugich już poszukuję, gdy wstukując w internet
'Słownik synonimów', chcę odnaleźć
Nie będzie plonów z połaci pustyń,
Choć ciągle muszę coś zbierać - się,
Za dużo pojutrz, w grafiku wybuchy,
A każdy dzień już przeszłością jest,
Nie chcę wymówek, znajdują mnie same,
Z niewymówioną precyzją, wyczuciem,
To nie argument i sam się już łapię,
Że to nie bezsilność przynosi porażkę.
W patrzeniu wstecz nie znajdziesz dopingu,
A przed siebie dawno strach już spoglądać,
Pasywny, jak skille i martwy, jak rozwój,
Po tym najszybciej uda się mnie poznać
Nie zależy mi, gdzie spadnę, to nie będzie pierwszy raz
Dawno utraciłem barwy, mógłbym robić to na czas
Z domu nie wyniosłem nic oprócz braku pewnych podstaw
Więc choć czuję się jak liść, nie wiem, gdzie moja jabłonka
Miałem też złudne wrażenie doświadczania wielu den
Lecz śmiało mogę powiedzieć, że wciąż nie wiem, jak to jest
Chciałem rozwikłać zagadkę ubywania z każdym dniem
A na rozwiązanie wpadnę, gdy któryś zacznie mieć sens
Myślałem o odmie
O nas - mam cały notes, jednak, nie licząc skreśleń
Nie spotkasz się tu ze słowem, bo to nie dla nich miejsce
Po co więc zarywam noce, wciąż ołówkiem trąc o papier?
Aby znaleźć swą połowę, zeszytu dwie wypełnię najpierw
Tak naprawdę, to kartek brakuje raczej mnie, niż jemu
W nim przychodzi dużo łatwiej zapełnianie białej pustki
Jak już tam nie będzie miejsca, wstyd będzie mi być samemu
I wciąż w złośliwych gestach będę chciał pogubić smutki
Jeśli miał
Pokaż wreszcie tamtą kredkę, którą malowano nieba
Pokaż farbom cechy nadane, aby mogły tak oślepiać
Jakieś stare zdjęcie znajdź, kiedy było tutaj pusto
Zanim nic - nabrało barw, zalśniło od pasji płótno
Pozwól mi poznać artystę, gdy już będę tego godny
Zanim jego obraz wyschnie, nim ja wzbiję się nad chodnik
Nawet przysiąc jestem gotów, że ukradnę mu szkicownik
Sprawdzę, jak na miliard osób to my jesteśmy podobni
Chyba przestałem widzieć życia, co biegną strumi
Nie tytułuj mnie ruiną, musiałbym mieć chwały moment
Który aktualnym chwilom przeciwstawnym byłby tworem
Szczęście by się za nim kryło, symbol przeszłości minionej
Byłby to swoisty wyłom na tle pozostałych wspomnień
Takie co przynoszą wigor - zdarzeń usprawnionym klonem
Aby powstać z nową siłą posługuję się ich tomem
Mają one wiele imion, choć pamięci nie są godne
I nie mogę dać im zginąć, nawet kiedy sunę po dnie
Chociaż są przeciwne czynom, często staj
Nikt nie zaczyna od zera, ułożona zawsze ramka
W każdym widzi bohatera, czy to dramat, czy to szanta
Potem ta postać wybiera, co ugra na swoich kartach
Mała szansa, że ma farta, lecz to gierka świeczki warta
Nie oszukuj się, że wygrać można tylko w jeden sposób
Bo najwięcej zawsze zyska grupa kantujących osób
Od tego się nie wymigasz, nie zrzucaj na minę losu
Jego uśmiech - trochę Cygan, tylko na widok gruzu stosu
Lecz się nie martw, że się sypie, czy to życie, czy obrazek
Będziesz wciąż tym samym typem, gdy trzyma